Czołem, niestrudzeni czytelnicy „Chłopaków”!
Już 13 maja premiera 11 tomu. Z tej okazji postanowiliśmy przedstawić wam tłumacza serii, Arkadiusza Czerwińskiego, który od trzeciego tomu przygotowuje z nami polską edycję. Poznajcie pracę tłumacza „od kuchni” i kilka ciekawostek o super-anty-bohaterach, z którymi spędził wiele zakręconych tygodni.
Przedostatni tom serii „Chłopaki” właśnie opuszcza drukarnię. Wszyscy wstrzymujemy oddech przed wielkim finałem. Nadal lubisz ten komiks, czy w toku prac zdążyłeś już go zniecierpieć?
Absolutnie nie, nadal uwielbiam „Chłopaków”! To świetny komiks, z rewelacyjnymi dialogami, bohaterami, superbohaterami i antybohaterami. Przy okazji dzieło stanowiące istotną wypowiedź na ważkie tematy społeczne, trafnie oceniające sytuację geopolityczną, antycypujące wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, odsłaniające mroczne sekrety świata megakorporacji oraz przemysłu komiksowego, edukujące dziatwę w zakresie historii (ze szczególnym uwzględnieniem okresu II Wojny Światowej). Poza tym: wyciskający łzy z oczu melodramat, indukująca radosny rechot (albo inteligentny uśmieszek) komedia, obraz wiarygodny socjologicznie i psychologicznie. Z dodatkiem porno i horroru.
A już całkiem serio (chociaż wszystko powyższe jest prawdą): to naprawdę doskonała rozrywka, w dodatku niegłupia. Od czasu „Strażników” nie było chyba komiksu, który od tej strony dobrałby się do superbohaterskich tyłków w kolorowych trykotach. Może nie jestem całkiem obiektywny, bo po pierwsze TO JA tłumaczyłem?, a po drugie, to pierwszy przetłumaczony przeze mnie komiks, ale Garth Ennis naprawdę przeszedł tu samego siebie. Przy zalewie komiksów i filmów supebohaterskich, to naprawdę odświeżające podejście.
Opowiedz nam coś o sobie – dawno wsiąkłeś w komiksy? Jak zostałeś tłumaczem? Jakie komiksy najbardziej lubisz (poza „Chłopakami”… OCZYWIŚCIE)? Jest coś, co szczególnie chciałbyś przetłumaczyć? Tak od zera, tudzież „poprawić” po kimś ulubione dzieło? Jak postrzegasz polski rynek komiksowy?
Oj, dawno. Jestem na tyle wiekowy, że najpierwszym moim komiksem był tom I (stare wydanie) „Tytusa, Romka i Atomka”, kupiony przez mojego dziadka. Potem był „Kajko i Kokosz”, „Yans” i „Funky Koval” (publikowane w odcinkach w „Fantastyce”), „Thorgal”, „Antersolka Profesorka Nerwosolka”, „Skąd się bierze woda sodowa”… długo by wymieniać. Później oczywiście wydawnictwo TM-Semic i początek fazy na superbohaterów. Sam nie do końca wiem czemu, ale moim ukochanym bohaterem był wtedy Przyjazny Pająk z sąsiedztwa – udało mi się skompletować wszystkie zeszyty z jego przygodami! I tak to się ciągnęło, dosyć niewinnie, aż w trochę poważniejsze lektury wciągnął mnie kolega Adam Gawęda – postać znana w świecie komiksowym (tylko wtedy o tym nie wiedziałem, po prostu studiowaliśmy razem?). Tak się zdarzyło, że wylądowałem na parę miesięcy w Kanadzie (ściślej rzecz biorąc na Nowej Fundlandii) i Adam poprosił mnie o pomoc w zakupie kilku komiksów niedostępnych w Polsce. Okazało się, że w pięknym mieście St. John’s jest cudowny sklep z komiksami – w zasadzie całkiem podobny do tego, w którego piwnicy urzęduje Legenda! No i to było objawienie, wrota do raju, odkrycie nowego świata. Przede wszystkim tytuły ze stajni Vertigo, „Sandmany”, „Hellblazery” i tym podobne. Komiksy, o których do tej pory tylko słyszałem, były na wyciągnięcie ręki. Te same rzeczy zaczęły później wychodzić w Polsce, a teraz to już w ogóle jest szał ciał i kolorowy zawrót głowy. Kiedy jeszcze byłem regularnym zbieraczem-czytaczem, w miesiącu ukazywało się mniej więcej dziesięć ciekawych pozycji, z czego stać mnie było na zakup pięciu. Dzisiaj miesięcznie w Polsce wydawanych jest kilkadziesiąt ciekawych komiksów – ale jest to hobby okrutnie kosztowne i niestety w moim przypadku przegrywa z pasją muzyczną (płyty kupuję nałogowo, takoż instrumenty, aktualny stan posiadania: trzy gitary, dwa wzmacniacze, perkusja…). W zasadzie jedynym komiksem, który teraz kupuję, są „Fistaszki” – jedno z największych dzieł literatury w ogóle, nie tylko komiksowej.
A tłumaczem zostałem dzięki znajomości z Ulą Szymanderską, serdeczną przyjaciółką od czasów liceum, córką Hanny Szymanderskiej, autorki najlepszych w Polsce książek kucharskich. Ula sama jest doskonałą tłumaczką – i za pośrednictwem jej Mamy udało mi się dostać pierwsze zlecenia od Wydawnictwa MUZA. Najpierw ukazała się tam książka o seryjnych zabójcach autorstwa Kacpra Gradonia (również przyjaciela z czasów licealnych) i mojego, później moje tłumaczenia książek z dziedziny krwawo-przestępczo-kryminalistycznej.
Robotę przy „Chłopakach” dostałem dzięki temu, że znam faceta, który zna faceta… Tym pierwszym facetem jest mój brat Adam, fan komiksów i stały bywalec sklepu prowadzonego przez Karola (to ten drugi facet, którego ja też znałem, ale nie byłem świadomy, że oprócz sprzedawania komiksów również je wydaje). Ja chciałem wrócić do tłumaczeń, moja ukochana żona Kasia chciała, żebym wrócił do tłumaczeń, Karol potrzebował na gwałt tłumacza do trzeciego tomu „Chłopaków”, mój brat napomknął mu o mnie, i tak to się zaczęło.
Nie śmiałbym poprawiać niczyjego tłumaczenia, nie czuję się na tyle wykwalifikowany… Może tylko czasem te „Fistaszki”… Michał Rusinek jest świetnym fachowcem, ale w paru miejscach czuję, że ja zrobiłbym to inaczej. A w drugą stronę – czyli tłumaczenie z polskiego na angielski – chętnie zobaczyłbym angielską wersję „Kajka i Kokosza” czy komiksów Tadeusza Baranowskiego. To by było wyzwanie!
Masz własne metody, rytuały związane z pracą? Najpierw czytasz całość, czy raczej dajesz się zaskoczyć autorom? Co najbardziej cenisz u innych tłumaczy, a co drażni Cię na tyle, że sam starasz się tego unikać?
Jedynym rytuałem jest absolutny spokój, dlatego najbardziej lubię tłumaczyć nocą (niestety spać też lubię nocą!). Akurat w przypadku „Chłopaków”, czyli zamkniętej serii, trzeba było przed tłumaczeniem przeczytać całość, żeby złapać kontekst. Przed rozpoczęciem pracy nad każdym kolejnym tomem czytam go kilka razy, żeby wyłapać ewentualne trudne momenty – albo momenty bardzo łatwe, które tłumaczą się praktycznie same i można od nich zacząć, żeby wejść w dobry rytm i nie utknąć na samym wstępie. A jeżeli zdarza mi się ugrzęznąć w jakimś szczególnie upierdliwym fragmencie, staram się przeć do przodu, na zasadzie „krzywo, prosto, byle ostro”, byle oddać sens wypowiedzi. Potem wracam do tych kostropatych, drewnianych zdań i hebluję je, wygładzam, usuwam niepotrzebne wyrazy, odwracam szyk zdań – aż do skutku.
U tłumaczy (z punktu widzenia czytelnika” najbardziej cenię chyba fantazję, „szwung”. Coś, co ma na przykład Piotr Cholewa i jego tłumaczenia Terry’ego Pratchetta. A co drażni? Bylejakość i występujące czasem (chociaż chyba coraz rzadziej) przeświadczenie, że komiksy można tłumaczyć niechlujnie, bo to chłam dla niewyrobionej publiki i żadna literatura.
A ja sam łapię się czasem na tym, że za bardzo trzymam się oryginału (tak było szczególnie przy pierwszych tomach „Chłopaków”). Przy tłumaczeniu nie ma wyboru między „wiernie” a „ładnie” – musi być jedno i drugie!
Rzeźnik i Terror w zaciszu domowym
Przejąłeś tłumaczenie serii po dwóch tomach przygotowanych przez Kamila Śmiałkowskiego. Trudno było wejść w cudzą narrację, zachować specyficzny język? Jak sobie z tym radziłeś, zanim bohaterowie na dobre przesiąknęli Tobą lub raczej Ty nimi? Czy jest coś, co od początku wolałbyś nazwać inaczej, gdyby nie poprzednik tudzież uparta redakcja? Czy odpowiadało Ci ustalone wcześniej spolonizowanie ksywek bohaterów i ich charakterystyczne odzywki?
Tłumacząc trzeci tom, nie wiedziałem, że dostanę zlecenie na całą resztę, dlatego starałem się po prostu wykonać zadanie. Termin był krótki, dlatego przyjąłem robotę „z dobrodziejstwem inwentarza” i gnałem do przodu. Bardzo przydała się tutaj przygotowana przez Kamila „Biblia Chłopaków”, czyli spis ksywek i odzywek bohaterów. Nie było zresztą tego aż tak dużo, w każdym kolejnym tomie pojawiają się nowe postaci – a tu dostałem od Karola polecenie, żeby tłumaczyć odważnie i „z jajem”– im bardziej od czapy, tym lepiej. Raj dla tłumacza! Z biegiem czasu zacząłem coraz mocniej kształtować bohaterów „na mój obraz i podobieństwo”, wkładałem im w usta powiedzonka, które są „moje”, których sam używam, których używają moi znajomi. Na przykład „ano” Hughiego!
Jeśli chodzi o spolonizowanie ksywek – Kamil wykonał świetną robotę! Ojczyznosław to mistrzostwo świata, nie jestem pewien, czy wpadłbym na coś równie fajnego. Czuła Królowa czy Pospieszny, Cycuś Glancuś – rewelacja. Jedyny chyba „zonk” był przy Odwecie – miałem swoją wizję, ale jakimś cudem udało mi się przegapić, że ta ekipa pojawiła się już w dwóch pierwszych tomach i nie da się Szturmfronta i Swaściaka nazwać inaczej.
Siłą „Chłopaków” są mocni bohaterowie. Każdy z nich jest inny i wyraża się specyficznym językiem. Wielu tłumaczy boryka się z przekładaniem amerykańskiego slangu. Ty musiałeś uporać się ze slangiem angielskim, amerykańskim, szkockim, młodzieżowym, wojskowym… ufff… co było największym wyzwaniem?
Nie chwaląc się, lubię wyzwania. Lubię stylizować teksty, wchodzić w różne klimaty, pisać językiem różnych epok, różnych środowisk. Najlepiej wspominam pracę nad tomem „Chłopaków”, w którym oprócz rozwałki z Odwetem opowiedziane zostały historie Cycusia, Francuzika i Niewiasty – czyli klimaty afroamerykańsko-gangsterskie, franglijskie (niby Francja, ale taka do kwadratu albo i sześcianu, odjechana jak sam Francuzik) i japońskie. Ponieważ (mimo pacyfistycznej i spokojnej raczej natury) jestem fanem wojskowości i militariów, tłumaczenie tych wszystkich historycznych odlotów Ennisa nie było bardzo trudne (serial „Kompania Braci” też się przydał). Sporo wysiłku kosztował mnie tom z solowym występem Hughiego w Szkocji – wiem, niektórzy uważają, iż specjalne miejsce w piekle czeka na tłumaczy, którzy jedną gwarę zastępują inną, ale zdecydowałem się na przełożenie szkockiej gadki na gwarę kujawsko-pomorską (bliską memu sercu i językowi, sporą część dzieciństwa spędziłem w Inowrocławiu i Toruniu)… i wydaje mi się, że wyszło nie najgorzej.
Seria przesiąknięta jest nawiązaniami muzycznymi, filmowymi, literackimi, historycznymi… Większość z nich wyłapujesz automatycznie, czy zdarza Ci się Ennisowskie śledztwo kulturowe? Jakie największe pułapki zastawił Garth na europejskich tłumaczy?
Faktycznie, nie ma lekko. Pomogło odkrycie, że kluczem jest Michael Caine – filmy z Michaelem Caine, piosenki o Michaelu Caine, biografia Michaela Caine… W historii jestem na szczęście w miarę oblatany, nie ma problemu, angielską muzykę i filmy też trochę znam, ale rzeczywiście w pewnym momencie wpadłem w lekką paranoję – zacząłem sprawdzać każde zdanie, bo wydawało mi się, że nie ma frazy, która nie byłaby jakimś cytatem, nawiązaniem czy przeróbką. Obawiam się, że część odniesień mogła mi umknąć, ale erudycja Gartha Ennisa jest oszałamiająca. Facet sięga bardzo głęboko – wizyta Hughiego w rodzinnej Szkocji jest jednym wielkim nawiązaniem do tamtejszego, jak się okazuje, w pewnym momencie bardzo prężnego, przemysłu komiksowego. Szkockie komiksy z lat 60.! Staroangielskie rymowanki, teksty Boba Dylana, szkocka poezja, zespół Madness, biografia Stana Lee, Michael Caine i Sean Connery, przelot przez znane i nieznane komiksy superbohaterskie… Trzeba trochę pogrzebać, ale tym większa satysfakcja.
Sean Connery na planie „Zardoz”
12 tomów. Istny galimatias wątków: które z nich lubisz najbardziej, a które cię nużą? Która historia przysporzyła Ci najwięcej nieprzespanych nocy? Jaki wątek jest Twoim zdaniem kluczowy i stanowi sedno tej złożonej opowieści?
Uwielbiam związek Francuzika i Niewiasty! Uczucie czyste i niewinne, może jedyne takie wśród szaleństwa i zepsucia… Poza tym tę dwójkę bardzo fajnie się tłumaczy: Niewiasta nie mówi nic, a Francuzik połowę kwestii wypowiada po francusku?
Muszę przyznać, że dosyć ciężko tłumaczyło się opowieści Legendy (bo staruszek lubi mówić zagadkami) i kombatanckie gawędy Mallory’ego (bo zdarza mu się przynudzać) – ale to są bardzo istotne elementy świata przedstawionego: z jednej strony tajniki przemysłu komiksowego, z drugiej rola kompleksu przemysłowo-militarnego w historii Stanów Zjednoczonych.
Kluczowy wątek to oczywiście rozprawa Rzeźnika z Siódemką, ze szczególnym uwzględnieniem Ojczyznosława, a w szerszym planie pytanie: „who watches those who watch the watchmen”? Kwestia tego, w jakim stopniu Chłopaki różnią się od superbohaterów (bo że superbohaterowie nie różnią się od superłotrów, już wiemy). Także, czy wśród chaosu i zniszczenia (i pod przemożnym wpływem Rzeźnika) Hughie pozostanie sobą.
Zbliża się serialowa adaptacja „Chłopaków”. Widziałeś już trailery? Co o nich myślisz? To chyba będzie spore przeżycie, zobaczyć na ekranie bohaterów, z którymi spędziło się tyle czasu?
Mam nadzieję, że wejście na ekrany „Chłopaków” wzmoże zainteresowanie komiksem i potrzebne będą dodruki! Trailery oczywiście widziałem i jestem mocno napalony na oglądanie – ale jednocześnie pełen obaw. Czy zostaną wykorzystane oryginalne, mistrzowsko przez Ennisa napisane dialogi? Czy będą cycki, krew i sperma – czy serial nie będzie zanadto ugrzeczniony? A z drugiej strony – czy twórcy będą pamiętać, że najmocniejszą stroną „Chłopaków” nie jest zgrywa, seks i przemoc, ale relacje między bohaterami? Nie widziałem serialowego „Preachera”, robionego przez tę samą ekipę, ale słyszałem, że daje radę – zatem jest szansa, że będzie dobrze. Karl Urban w roli Rzeźnika – super! Szkoda, że Hughiego nie zagra Simon Pegg – przy dzisiejszej technice i możliwościach charakteryzacji nie miałoby przecież znaczenia, że jest do tej roli kilka(naście) lat za stary?
Rozmawiała: Maria Lengren
Redakcja Planety Komiksów przesyła specjalne podziękowania dla Kamila Śmiałkowskiego (którego wszak przedstawiać nie trzeba): badacza popkultury, Profesora Zwyczajnego od komiksiarstwa, tłumacza – m.in.”Chłopaków” 1 i 2.
Najnowsze komentarze